21 – letni student poza wysiłkami wkładanymi w zaliczenie kolokwiów i egzaminów, część swojego studenckiego życia koncentruje także na rozrywce, czyli szalonych imprezach, z których zdjęcia następnego dnia trafiają do sieci. Większość właścicieli kont na Facebooku, NK, czy MySpace nie zastanawia się nad możliwymi przyszłymi konsekwencjami swojej wirtualnej aktywności? Przecież takie zdjęcia mogą zadecydować o utracie oferty lukratywnej posady w dużym koncernie lub mieć wpływ na ocenę zdolności kredytowej w przyszłosci? Większość osób bagatelizuje jednak ryzyko związane z nieśmiertelnością zdjęć i informacji w Internecie. Naprzeciw wychodzi projekt nowej regulacji prawnej z obszaru ochrony danych osobowych na gruncie krajowym i europejskim, a mianowicie instytucja zwana „prawem do bycia zapomnianym”. Okazuje się jednak, że ta regulacja może mieć podwójne dno.
Istota „prawa do bycia zapominanym”.
Krajowa regulacja „prawa do bycia zapominanym” to tylko kawałek tortu.
„Prawo do bycia zapomnianym” na cyfrowym rynku europejskim.
„Prawo do bycia zapomnianym” czyli legalny mechanizm usuwania niewygodnych informacji z Internetu.
Istota „prawa do bycia zapominanym”.
Nowe przepisy mają pomóc nie tylko niefrasobliwe postępującym studentom, licealistom, ale także politykom, „byłym” przestępcom poprzez usuwanie informacji dotyczących ich życia z przeszłości. Istota tego prawa sprowadza się bowiem do eliminowania danych, które zostały już rozpowszechnione. „To szczególnie dotyczy Internetu, bo tu ta informacja ma taką szczególną właściwość, że jest prawie nieśmiertelna, to znaczy raz zamieszczona w Internecie, klonuje się i umieszcza się w różnych miejscach, co powoduje, że nawet wykasowanie ich z tego pierwotnego miejsca, w którym się znajdowały, niekoniecznie musi powodować, że dane te znikną z sieci” (tak dr Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych).
Krajowa regulacja „prawa do bycia zapominanym” to tylko kawałek tortu.
Krajowe przepisy w zakresie ochrony danych osobowych znajdują zastosowanie do podmiotów, mających siedzibę/ miejsce zamieszkania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub państwa trzeciego, o ile dane osobowe przetwarzane są przy użyciu środków technicznych znajdujących się na terytorium RP (art. 3 ust. 2 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych). W efekcie takiej regulacji, jeśli serwer obsługujący daną stronę www znajduje się poza Polską, prawo polskie nie zadziała, nawet jeśli gromadzone są w nim dane o obywatelach polskich. Przykładowo jeżeli serwer znajduje się w U.S., wówczas znajdzie zastosowanie prawo amerykańskie. Przykład ten nie został podany bez powodu, ponieważ prawo amerykańskie przewiduje zdecydowanie słabszą ochronę danych osobowych niż przepisy unijne (dyrektywa 95/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 24 października 1995 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w zakresie przetwarzania danych osobowych i swobodnego przepływu tych danych). W amerykańskim porządku prawym konstytucyjnie zagwarantowana wolność słowa jest wartością o wiele wyżej cenioną niż prawo do prywatności. Problem lokalizacji serwera jako czynnika decydującego o zastosowaniu prawa danego państwa zaistnieje także na gruncie „prawa do bycia zapomnianym”, zatem ewentualna regulacja polska może okazać się narzędziem o niskiej skuteczności. Wprawdzie serwer portalu społecznościowego Nasza Klasa zlokalizowany jest w Polsce, ale już serwer Facebooka znajduje się poza Polską, zatem prawo polskie nie znajdzie zastosowania do usuwania danych umieszczonych na Facebooku, tymczasem aktywność użytkowników Facebooka jest wyższa niż NK. Może zatem okazać się, iż parasol ochronny, który ustawodawca zamierza podarować obywatelom polskim, przecieka.
„Prawo do bycia zapomnianym” na cyfrowym rynku europejskim.
Instrumenty ochrony przewidziane w krajowych przepisach ze względu na ich lokalny charakter, mogą być niewystarczające, ale już wspólna regulacja unijna dla wszystkich krajów członkowskich powinna przynieść większe korzyści. Komisarz Viviane Reding podkreśliła, że najważniejszą korzyścią, którą przyniosą nowe przepisy prawa, to przede wszystkim stworzenie narzędzi sprawowania kontroli nad danymi umieszczanymi w sieci przez ich właścicieli, co przyczyni się do budowania zaufania w serwisach on line. Oczekiwania pokładane w projekcie nowej dyrektywy unijnej to także możliwość egzekwowania ochrony poza Unią Europejską zwłaszcza wobec stron www zlokalizowanych w U.S., do których dostęp mają i z których korzystają Europejczycy. Dziś gdy użytkownik konta na Facebooku usuwa wcześniej zamieszczone zdjęcie, nie oznacza to, że zdjęcie znika z sieci, ponieważ jest ono nadal przechowywane w archiwach Facebooka. Nowa regulacja ma wymusić na przedsiębiorcach on line usuwanie także wersji archiwalnych. Propozycja regulacji „right to be forgotten” jest efektem kilkuletnich prac i powinna zostać uchwalona do końca roku.
„Prawo do bycia zapomnianym” czyli legalny mechanizm usuwania niewygodnych informacji z Internetu.
Prokonsumenckie „prawo do bycia zapomnianym” stwarza pewne zagrożenia a jego wdrożenie może okazać się kosztowane, ponieważ proponowana regulacja ma także ciemne strony. Pojawia się kluczowe pytanie, czy projektowane przepisy nie spowolnią tempa rozwoju nowych technologii? Zwłaszcza Wielka Brytania prezentuje sceptyczne stanowisko w europejskiej dyskusji nad nowym prawem i podkreśla wagę zdroworozsądkowego podejścia przy tworzeniu nowych przepisów. Przedsiębiorcy działający w sieci jak np. Google czy Facebook mogą zostać obciążeni karą do 2 % ich przychodu za niewykonanie obowiązków związanych z usuwaniem zdjęć i informacji umieszczanych na tych portalach a także na innych stronach. Przykładowo jeśli zdjęcie zamieszczone przez osobę trzecią pierwotnie zostało opublikowane na stronie Facebooka, Facebook będzie odpowiadał za jego usunięcie także na innych stronach www. Poza ekonomicznymi aspektami istnieje jeszcze inna, bardziej wrażliwa sfera – wolność słowa w Internecie. Fiasko związane z ratyfikacją ACTA pokazało, że internauci cenią tę wartość ponad wszystko jako wirtualny fundament rzeczywistości on line. „Prawo do bycia zapominanym” może bowiem stać się narzędziem cenzurowania wiadomości w sieci poprzez usuwanie, czy blokowanie pewnych informacji. Internauci obawiają się, że nowe prawo doprowadzi do manipulowania wiadomościami i stąd porównania do rzeczywiści Orwella z „Roku 1984″. Pojawia się bowiem pytanie czy gdy określona informacja ma charakter np. historyczny osoba, której ta informacja dotyczy, ma prawo nią rozporządzać. Co zatem w tym konflikcie wartości jest ważniejsze prawo do prywatności czy wolność słowa w Internecie?